11 sty 2013

Makaron

Rzecz banalna, makaron. Zawsze kupujemy w sklepie, wybierając ulubiony kształt, preferowanego producenta. Nie myślcie, że to źle. Nie. We mnie jednak odezwała się potrzeba własnoręcznego wykonania makaronu. Jest to też ukłon w stronę wspomnień sprzed lat, gdy taki rytuał robienia makaronu, odbywał się każdej niedzieli. Wtedy to, na obiad, obowiązkowo, był serwowany rosół. Wspomnienia piękne, bo czasy były wtedy wybitnie "slowfoodowe". Makaron się robiło, ciasta się piekło, kapuste kisiło, a w spiżarni zawsze był gigantyczny zapas kompotów, ogórków, dżemów. Teraz idziemy przez życie bardzo szybko. Z dzikim szałem w oczach wpadamy do marketu odbębnić cotygodniowe mega zakupy i warczymy na ludzi, bo nam się spieszy. Kupujemy wygodne półprodukty, bo nie ma czasu na długie gotowanie, na celebrowanie. Sami sobie fundujemy życie w wersji "instant".
Nie chcę tutaj wykładać jakiejś swojej filozofii, ale zwyczajnie, mam dość takiego podejścia. Usiłuję małymi kroczkami wrócić do tego, jak właściwie powinno podchodzić się do gotowania, a co za tym idzie, (o dziwo) do życia. Od jakiegoś czasu wrzucam tutaj różne pomysły na dania proste, jak... budowa cepa. Do tego zdrowe i szybkie. Pokazuję też, jak w sposób strasznie prosty, wyprodukować własną wędlinę, a wkrótce wrzucę też przepisy na dobre pieczywo. Jeżeli tylko nie odrzuca Was od kuchni, to z pewnością znajdziecie, w takim gotowaniu, dużo przyjemności.

Produkcja własnego makaronu to także świetna frajda dla dzieciaków. Jeśli, macie maszynkę do makaronu, dajcie im pokręcić korbą, niech przewałkują kilka wstęg ciasta. Mogą też wyrabiać ciasto, rozwieszać gotowe nitki. Uczcie swoje dzieci, tak jak Wasi rodzice Wam przekazywali kulinarną wiedzę.

Makaron, który zrobiłam, to makaron jajeczny. Użyłam tutaj jaj kurzych, ale mogą być też jaja przepiórcze. Siłą tego makaronu jest to, że dajemy jaja świeże, nie używamy jajek w proszku. Tylko dwa składniki: mąka pszenna (może być tortowa) i jaja. Oba składniki w takich proporcjach by uzyskać  elastyczne ciasto, które nie będzie się kleić. Nie dodajemy wody! Nie dodajemy soli! Dodanie wody do ciasta sprawi, że będzie się nam kleiło. A sól? Ją dodajemy do wody w której gotujemy makaron, nigdy do ciasta.
Ciasto należy cieniutko rozwałkować, zwinąć w rulon i bardzo drobniutko pokroić, wtedy uzyskamy świetny makaron do rosołu. Jeśli ciasto rozwałkujemy nieco grubiej i pokroimy na szersze paseczki, będziemy się cieszyć cudnym tagliatelle.
Taki świeży makaron gotuje się błyskawicznie, więc uważajcie by go nie rozgotować.
Mam nadzieję, że trochę namówiła Was na małe "slowfoodowanie".









4 komentarze:

  1. Uwielbiam czytać Twoje wstępniaki do przepisów!!! Są takie ... mądre!
    Ania S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha... dzięki! :) A już zaczęłam się zastanawiać, czy tym swoim "pitolongiem" nie zmierzam w kierunku "Co z tym życiem" Kingi Rusin ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam ten przepis! To powrót do smaku dzieciństwa. Identyczny makaron serwowała moja babcia, która notabene była świetną kucharką!

    OdpowiedzUsuń