6 maj 2013

Crumble z jabłkami

Mój ulubiony deser "awaryjny". Obłędny! Podaję przepis na crumble z jabłkami, ale można użyć takich owoców, jakie akurat są pod ręką. Nie spodziewajcie się, że ten deser będzie cudnie prezentował się na paterze... oj nie. Owoce utworzą totalną "paciaję" ale wierzch pozostanie cudnie kruchy. Serwujemy go w miseczkach.
Do gorącego crumble świetnie pasują lody.


Potrzebujemy:

  • 4-5 jabłek,
  • 1/2 łyżeczki cynamonu,
  • 1/2 łyżeczki skórki otartej z cytryny,
  • 1 łyżeczka brązowego cukru (można całkowicie go pominąć, bo jabłka po upieczeniu będą bardzo słodkie. Cukier musimy dodajemy do kwaśnych owoców np. gdy będziemy robić crumble z rabarbarem),
  • odrobina masła do wysmarowania formy.
Na kruszonkę potrzebujemy:
  • 2 łyżki mąki krupczatki,
  • 2 łyżki mąki pszennej,
  • 2 łyżki masła,
  • 1 łyżka cukru.
Uwaga: kruszonka jest świetna jeżeli zrobimy ją z płatkami owsianymi!!!


Jabłka, myjemy, obieramy i kroimy na ósemki, które przekrawamy na połówki. Dodajemy do jabłek cynamon, skórkę z cytryny i ewentualnie cukier.  Całość mieszamy i wysypujemy do wysmarowanego masłem naczynia żaroodpornego. 
Kruszonka: wszystkie składniki wsypujemy do miski i wyrabiamy dłonią.
Gotową kruszonką posypujemy nasze owoce.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni Celsjusza przez jakieś 15-20 min.
Podajemy jeszcze gorące, najlepiej z gałką lodów.

Smacznego :)






2 maj 2013

Domowy jogurt

Czy kiedykolwiek próbowaliście robić jogurt samodzielnie? Ja wiem, że ten "kupny" nie jest drogi, ale jego wadą jest to... że jest "kupny". Nie oznacza to, że będę was namawiać, do kupna krowy, aby mleko też nie było "kupne". 
Tak na prawdę nigdy nie wiemy, co te wielkie koncerny dodają do zwykłego jogurtu naturalnego. Często znajdziemy tam żelatynę, mączkę chleba świętojańskiego, jakieś inne zagęstniki. Tylko po co? 
Ja nie chcę tych zagęstników, i innych paskudztw w moim jogurcie! 
Z dalekiej podróży przywieziono mi tzw. "zaczyn" jogurtu. Był to bodajże jogurt bułgarski, ale jak dla mnie w smaku to najzwyczajniejszy jogurt na świecie, bardzo dobry. Nie obawiajcie się, że "zaczyn" to coś co trudno zdobyć... jest to kilka łyżek zwykłego jogurtu. Jeżeli macie wśród znajomych kogoś, kto taki jogurt produkuje, proponuję zakraść mu się do lodówki i wykraść kilka łyżeczek. 
Niżej napiszę Wam jak ja robiłam ów jogurt i jakie są moje spostrzeżenia/uwagi. A teraz coś na zachętę :)


Potrzebujemy:
  • 3 łyżeczki "zaczynu", czyli jogurtu,
  • 1 l mleka świeżego czyli takiego o krótkim terminie przydatności do spożycia. 
Oczywiście, wskazane byłoby mieć świeżutkie mleko prosto od krowy, ale nie każdy ma możliwość pozyskania takowego. Jakimś pomysłem jest bieganie po tzw. ryneczkach i szukanie "baby z mlekiem i jajami" :) Choć i to rozwiązanie ma jakąś wadę, bowiem zdarza się, że przedsiębiorcze starsze panie dosypują do  mleka proszku do prania. Szokujące prawda? Po co to robią? Ano, żeby mleko się nie psuło....

Będziemy  potrzebować jeszcze termometru.

Mleko zagotowujemy, starając się aby nie wykipiało. Odstawiamy, ale wkładamy doń termometr. Gdy temperatura spadnie lekko poniżej 50 stopni Celsjusza, dodajemy trzy łyżeczki "zaczynu". Mieszamy dokładnie, przelewamy do szklanego naczynia (np. słoika) i owijamy ręcznikiem, kocem i czym się da, żeby nasz jogurt mógł sobie w ciepełku dojrzewać... czyli, żeby bakterie zrobiły co do nich należy.

Fundamentalne pytanie - jak długo? Ja trzymałam jakieś 6 godzin, ale można zostawić na całą noc. Później wstawiamy go do lodówki i czekamy aż się schłodzi. 

Uwaga, jeżeli chcemy, aby nasz jogurt był bardziej zwarty i  kwaskowy, musimy dać więcej naszego "zaczynu" i dłużej trzymać w ciepełku. 
Jeżeli damy ów "zaczynu" tyle co w przepisie, jogurt będzie miał konsystencję przypominającą zsiadłe mleko... ale takie prawdziwe zsiadłe mleko, ale nie coś w stylu marketowego kefirku. 

Jogurt jest pyszny z owocami, siemieniem lnianym i miodem, z granolą... ale ja dodaję go także do zupy, pankejków i do czego tylko mogę.

Minus - zdarza się czasami, że domownicy, tak są przywiązani do "kupnego" jogurtu, że zawezmą się i nie będą wyrażać chęci skosztowania tego cudu. Rada... proponuję nie wkładać naszego jogurtu do słoika np. po ogórach kiszonych, lub (o zgrozo) po śledziach matyjasach. Jogurt może przejść specyficznym smrodkiem i nikt, nawet Wy go nie tkniecie. 
Wybieramy słój po miodzie, albo np. literatki. 

WAŻNE: Z naszego pysznego jogurtu odkładamy jakieś 3-4 łyżeczki jako ""zaczyn" do nowego jogurtu. 

Życzę Wam smacznego.







23 lut 2013

Chleb na zakwasie z siemnieniem lnianym

Chlebek wspaniały, pyszny, obłędny... Wypatrzyłam go na blogu Elizy  . Niestety, nie posiadałam odpowiedniego garnka, więc postanowiłam wykorzystać moją ulubioną skorupę, czyli garnek rzymski. Do przepisu dodałam też siemię lniane. Zachęcam Was do wypróbowania tego chlebka, z pewnością rozsmakujecie się w nim.



Potrzebujemy:

  • 230g zakwasu żytniego,
  • 400g mąki pszennej,
  • 140g mąki żytniej,
  • 2 płaskie łyżeczki soli,
  • 150g letniego mleka,
  • 70g letniej wody,
  • 25g oleju,
  • 10g świeżych drożdży lub 1 łyżeczka suchych
  • 2 łyżki siemienia lnianego
  • Opcjonalnie można dodać np. słonecznik, pestki dyni. 
Jeżeli korzystamy ze świeżych drożdży, rozrabiamy je z łyżeczką cukru i odrobiną ciepłego mleka. Dajemy kwadrans aż drożdże "ruszą".
Po tym czasie mieszamy wszystkie składniki i wyrabiamy ciasto przez ok. 5 min. Odkładamy do naoliwionej miski i czekamy aż podwoi swoją objętość. 
Ponownie, ale krótko, wyrabiamy nasz chleb i odkładamy go do koszyczka wyłożonego pergaminem i obsypanego mąką. W tym czasie namaczamy nasze gliniane naczynie (zajmie to ok. 30 min), po czym wkładamy je do zimnego piekarnika i włączamy piekarnik, ustawiając grzanie "góra, dół" i temp. 240 stopni Celsjusza. Kiedy piekarnik będzie się nagrzewał, chlebek znowu, delikatnie, "napuszy się". Gdy wskazana temperatura zostanie osiągnięta, zdejmujemy pokrywę, obsypujemy naczynie mąką i szybkim ruchem wkładamy nasz chlebek. Przykrywamy naczynie i pieczemy przez 30 min. w 240 stopniach Celsjusza. Po tym czasie jeszcze 20 min., bez pokrywy w 200 stopniach. 
Chlebek wyciągamy do wystygnięcia na kratkę. 









1 lut 2013

Łódeczki z cukinii z kuskusem

Widziałam je kiedyś w jakiejś restauracji i zaintrygowały mnie. Tamte, niestety były z cebulą, której ja muszę unikać. Postanowiłam, że zrobię je "po swojemu". Takie łódeczki świetnie sprawdzą się jako przystawka. Można je także podać do sałaty na lunch czy też danie obiadowe. Niezwykle proste i pyszne.

Potrzebujemy:

  • 3 małe cukinie,
  • 1/2 czerwonej papryki,
  • ok. 8 listków bazylii,
  • 6 suszonych pomidorów z zalewy,
  • 1 mała filiżanka kuskusu,
  • bulion (do przygotowanie kuskusu),
  • 2/3 kulki mozzarelli.
Cukinie przekroić wzdłuż na pół. Łyżeczką do herbaty wydrążyć środek. W garnku zagotować wodę, posolić ją tak jak na makaron. Gdy woda się zagotuje, wrzucić do niej połówki cukinii. Zmniejszyć ogień i gotować max 3 min. Następnie wyjąć cukinie do naczynia żaroodpornego.
Kuskus przyrządzić wg. instrukcji na opakowaniu, ale wodę zastępujemy wrzącym bulionem. Gdy kuskus będzie już gotowy (po ok. 5 min.), wrzucić do niego poszatkowane listki bazylii, pokrojoną w maleńką kostkę paprykę i pocięte w paski pomidory. Całość wymieszać i nałożyć do wydrążonych cukinii. Na wierz każdej kładziemy odrobinę mozzarelli. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do temperatury 200 stopni Celsjusza i pieczemy, aż ser się rozpuści i lekko zrumieni.










Smacznego.

12 sty 2013

Szynka drobiowa z szynkowara

Nie tak dawno, na blogu pojawił się przepis na szynkę z szynkowara tutaj przepis Wyszła bardzo smaczna, ale wiadomo, że nie można bez końca jeść tego samego, zatem eksperymentuję dalej. Moje dzieciaki lubią wędliny drobiowe, więc postanowiłam, że na warsztat biorę kurczaka (oczywiście ekologicznego). Wędlinka wyszła niesamowicie delikatna i soczysta. Oczywiście z ulubioną galaretką. Następnym razem użyję jednak odrobinę mniej gałki muszkatołowej, bo jak dla mnie za bardzo jej smak jest wyczuwalny.
Jeżeli będziecie wybierać kurczaka, pamiętajcie, żeby był duży, bo niestety sporo z niego jest odpadów. Używamy tylko mięsa, z tego, co pozostanie możemy użyć do ugotowania wywaru.
Cały przepis znajduję się w linku, który wcześniej podałam, ale dla tych, co nie chcą szukać, wklejam przepis jeszcze raz .


Potrzebujemy:

  • ok. 1 kg.mięsa z kurczaka,
  • szczypta gałki muszkatołowej,
  • 1 łyżeczka cukru pudru, 
  • 2 łyżeczki soli (jeżeli chcemy, aby wędlina miała różowy kolor używamy soli peklowej),
  • świeżo zmielony pieprz,
  • 1/2 szklanki wody,
  • 2 łyżeczki żelatyny, jeżeli chcemy mieć galaretkę.
Cały proces trwa trzy dni. Proponuję zacząć wieczorem.
1 dzień
Wieczorem, sprawiamy kurczaka. Wszystko, co nie jest mięsem przyda się do ugotowania wywaru, natomiast mięso kroimy na małe kęsy. Ogólnie nieco większe kawałki, niż na gulasz. Teraz, każdy, musimy delikatnie stłuc tłuczkiem, aby naruszyć strukturę. Dzięki temu ładnie połączą się w zwartą całość. Mięso wkładamy do miski, dodajemy gałkę muszkatołową, ok. 1/2 łyżeczki zmielonego pieprzu. Do 1/2 szklanki wody dodajemy sól i cukier puder. Mieszamy i dodajemy do mięsa. Wyrabiamy ręcznie aż mięso wchłonie wodę i zacznie się kleić. Miskę przykrywamy folią spożywczą i wkładamy na dobę do lodówki. 
Po pierwszej dobie
Jeżeli chcemy aby nasza szynka miała galaretkę (polecam), dodajemy do miski 2 łyżeczki żelatyny i ponownie wyrabiamy przez ok, 5 min. Następnie przekładamy do naszego szynkowara, wyłożonego folią, dzięki której nie będzie problemu z wyjęciem wędliny. Polecam zwykły worek do pieczenia. Mięso układamy ściśle, aby nie było wolnych przestrzeni. Całość dociskamy pokrywką i odstawiamy do lodówki na dwie doby.
Po kolejnych dwóch dobach
Wyjmujemy szynkowar z lodówki i wkładamy do garnka, do którego wlewamy tyle wody, aby sięgała powyżej poziomu szynki. Parzymy przez dwie godziny, pamiętając, by temperatura wody nie przekroczyła 80 stopni Celsjusza. W tym celu proponuję zakupić termometr. Niewiele kosztuje, a przyda się w kuchni.
Po dwóch godzinach, wyjmujemy szynkowar z garnka i wkładamy do zimnej wody. Gdy ostygnie, umieszczamy go w lodówce, najlepiej na całą noc. Rano będziemy się już delektować pyszną, własnoręcznie wykonaną wędlinką. 
Smacznego!








11 sty 2013

Makaron

Rzecz banalna, makaron. Zawsze kupujemy w sklepie, wybierając ulubiony kształt, preferowanego producenta. Nie myślcie, że to źle. Nie. We mnie jednak odezwała się potrzeba własnoręcznego wykonania makaronu. Jest to też ukłon w stronę wspomnień sprzed lat, gdy taki rytuał robienia makaronu, odbywał się każdej niedzieli. Wtedy to, na obiad, obowiązkowo, był serwowany rosół. Wspomnienia piękne, bo czasy były wtedy wybitnie "slowfoodowe". Makaron się robiło, ciasta się piekło, kapuste kisiło, a w spiżarni zawsze był gigantyczny zapas kompotów, ogórków, dżemów. Teraz idziemy przez życie bardzo szybko. Z dzikim szałem w oczach wpadamy do marketu odbębnić cotygodniowe mega zakupy i warczymy na ludzi, bo nam się spieszy. Kupujemy wygodne półprodukty, bo nie ma czasu na długie gotowanie, na celebrowanie. Sami sobie fundujemy życie w wersji "instant".
Nie chcę tutaj wykładać jakiejś swojej filozofii, ale zwyczajnie, mam dość takiego podejścia. Usiłuję małymi kroczkami wrócić do tego, jak właściwie powinno podchodzić się do gotowania, a co za tym idzie, (o dziwo) do życia. Od jakiegoś czasu wrzucam tutaj różne pomysły na dania proste, jak... budowa cepa. Do tego zdrowe i szybkie. Pokazuję też, jak w sposób strasznie prosty, wyprodukować własną wędlinę, a wkrótce wrzucę też przepisy na dobre pieczywo. Jeżeli tylko nie odrzuca Was od kuchni, to z pewnością znajdziecie, w takim gotowaniu, dużo przyjemności.

Produkcja własnego makaronu to także świetna frajda dla dzieciaków. Jeśli, macie maszynkę do makaronu, dajcie im pokręcić korbą, niech przewałkują kilka wstęg ciasta. Mogą też wyrabiać ciasto, rozwieszać gotowe nitki. Uczcie swoje dzieci, tak jak Wasi rodzice Wam przekazywali kulinarną wiedzę.

Makaron, który zrobiłam, to makaron jajeczny. Użyłam tutaj jaj kurzych, ale mogą być też jaja przepiórcze. Siłą tego makaronu jest to, że dajemy jaja świeże, nie używamy jajek w proszku. Tylko dwa składniki: mąka pszenna (może być tortowa) i jaja. Oba składniki w takich proporcjach by uzyskać  elastyczne ciasto, które nie będzie się kleić. Nie dodajemy wody! Nie dodajemy soli! Dodanie wody do ciasta sprawi, że będzie się nam kleiło. A sól? Ją dodajemy do wody w której gotujemy makaron, nigdy do ciasta.
Ciasto należy cieniutko rozwałkować, zwinąć w rulon i bardzo drobniutko pokroić, wtedy uzyskamy świetny makaron do rosołu. Jeśli ciasto rozwałkujemy nieco grubiej i pokroimy na szersze paseczki, będziemy się cieszyć cudnym tagliatelle.
Taki świeży makaron gotuje się błyskawicznie, więc uważajcie by go nie rozgotować.
Mam nadzieję, że trochę namówiła Was na małe "slowfoodowanie".









21 gru 2012

Pomysł na prezent

Co dać komuś, kto ma już wszystko? Co roku zderzam się z tym problemem i tym razem wymyśliłam, że będzie to to taki prezent od serca. Samodzielnie zrobiony, wypieszczony. 


Zestaw zawiera: chipsy jabłkowe, cantucci, pierniczki, imbir kandyzowany, syrop z imbiru, esencję wanilinową. Wszystko wykonane samodzielnie. W planach mam jeszcze "dorobienie" śliwek z marcepanem w czekoladzie. 









Podoba się Wan taki pomysł na prezent? Jeszcze zdążycie, jest trochę czasu :)