27 maj 2012

Lekko, czyli co?

Kiedy pierwszy raz usłyszałam, że mam stosować dietę lekkostrawną, byłam przerażona. Taka dieta kojarzyła mi się tylko z jałowym szpitalnym jedzeniem, które nie ma niczego wspólnego ze smakiem.
Zaczęłam przeszukiwać internet , chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co miało stanowić moją codzienność.  Zmagam się z przepukliną przełyku, refluksem, więc to trochę bardziej ukierunkowało moje poszukiwania. Niestety, to co czytałam na kolejnych „specjalistycznych” portalach wykluczało się nawzajem. Rozmawiałam z lekarzami, kontaktowałam się z dietetykami i ostatecznie wszyscy potwierdzili to, czego się obawiałam – wszystko muszę przetestować na swoim organizmie. To, co znalazłam w otrzymanych broszurach, i to co wyczytałam w necie to tylko jakiś sugestia kierunku.  Postanowiłam więc, że nie pozwolę na to by moje odżywianie było, wspomnianą wcześniej, kalką żywienia szpitalnego. Zaczęłam eksperymentować.
Chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, nie jestem dietetykiem, lekarzem. Jestem kobietą, mamą dwójki dzieci, która nie ma ochoty dla każdego domownika gotować oddzielnie. Chcę by moje dzieci też jadły zdrowo, ale nie nudnie!
Przejdźmy do meritum  - lekko, czyli co?

Zacznijmy od pieczywa, bo od niego zaczynamy dzień. Gdzieś wyczytałam, ze powinnam stosować pieczywo białe, pszenne. Inne poradniki/broszury mówiły o ciemnym, razowym pieczywie. Kocham graham, ziarniste pieczywo, ale mój organizm nie pozwala na jego częste spożywanie.  Ciężki chleb litewski jest pyszny, ale już więcej go nie spróbuję J Moja codzienność to pieczywo białe, bułka poznańska, weka, ciabatta, chleb pszenny.

Nabiał. Unikam maślanki i kefiru jak ognia. Dla niektórych osób są zbawienne na kwasy żołądkowe,u mnie jest odwrotnie. Stosuje naturalny jogurt bez dodatku cukru. Mleko tylko chude, max 2%.  Nie wyobrażam sobie wypicia kawy bez mleka… Co jeszcze? Chudy ser w niewielkich ilościach, feta, którą szczerze uwielbiam i stosuję do różnych dań i parmezan. Nie polecam kupowania parmezanu już startego – bezsensowny wydatek. Tylko w kawałku! Tłuste, żółte sery tylko w ograniczonych ilościach. Mozzarella  jest pyszna, ale zamiast kroić ją w plastry na pizze, lepiej zetrzeć na tarce.  Wykorzystamy jej zdecydowanie mniej.

Mięso. Nie polecam pieczonej kaczki, jest bardzo ciężkostrawna i choć pyszna, nie warta ceny, jaką są możliwe dolegliwości żołądkowe. Najlepsze będzie białe mięso: ekologiczny kurczak, indyk i wciąż niedoceniany królik. Mięsa nie należy smażyć! Pieczemy w worku, parujemy w parowarze, gotujemy. Nie jemy skóry z kurczaka/indyka. Wiem, ze są dobre, ale jest w nich dużo tłuszczu, którego musimy unikać.
A poropos tłuszczy… oczywiście  unikamy! Z lodówki wylatuje smalec. Masło używamy w ograniczonych ilościach. Dobra jest oliwa z oliwek.

Owoce i warzywa. Możemy spokojnie jeść banany, maliny, borówki, brzoskwinie,  jabłka, ale bez skóry. Cudowna jest papaja – świetnie łagodzi podrażniony przełyk, żołądek.  Osobiście muszę unikać gruszek.
Warzywa lepiej jeść blanszowane, bądź parowane. Dobry jest brokuł, marchew, pietruszka, bataty, ziemniaki, buraki… Unikamy warzyw wzdymających czyli kapusty, grochu , cebuli (to obowiązkowo). Niektórzy uważają, ze należy wykluczyć także pomidory i czosnek. Jestem chodzącym przykładem, że jednak nie. Pomidory mogę, ale oczywiście bez skóry. Uwielbiam sosy pomidorowe i w moich wpisach znajdziecie bardzo dużo przepisów, gdzie pomidory się pojawiają. To samo tyczy się czosnku.

Zielska, zioła, ziółka…  Kiedyś nie używałam, ba, unikałam jak ognia! Ale to był błąd. Odpowiednio dobrane potrafią cudownie podkręcić smak dania. Na moim kuchennym parapecie zawsze jest bazylia, szałwia, rozmaryn,  tymianek.  Kanapki z dodatkiem szałwii nie tylko genialnie smakują ale także złagodzą pożar w naszym przełyku. Szałwia  działa antybakteryjnie. Płukanka z liści szałwii naprawi bolące gardełko. Rukola jest cudowna w smaku i chociaż nie można przesadzać z jej ilością, to dodanie kilku liści do sałatki, czy do gotowego dania to raj dla podniebienia.  Unikałabym mięty, ale to też indywidualna sprawa. Podobno przyczynia się do zwiększenia dolegliwości refluksowych.  Ja uwielbiam twarożek ze świeżymi liśćmi mięty, ale już herbatka miętowa jest nie dla mnie.

Słodycze. Unikamy tortów, jest w nich dużo tłustych/słodkich kremów, bądź tłustej bitej śmietany. To nie jest dobre dla naszych wrażliwych brzuszków. Jeśli mamy ochotę na coś słodkiego wybierajmy z głową. Niech będzie to kawałek drożdżucha z kruszonką, ciasto biszkoptowe z galaretką, kisiele, kompoty.  Sami możemy upiec lekkie babeczki, które  cudowne w smaku a nie spowodują niepożądanych  reakcji organizmu.

Przyprawy. Unikamy ostrej papryczki chili, i całej gamy innych pikantnych przypraw. Musztarda też nie jest wskazana, chociaż ja stosuję ją w winegrecie i nic mi nie jest. Dobry jest chrzan, miód, kminek, cynamon, sok z cytryny. Oczywiście nie możemy pominąć wspomnianych wcześniej ziółek, zarówno świeżych jak i suszonych. 

Co jeszcze? Jak ognia unikamy słodkich gazowanych świństw w plastikowych butlach. Pijemy niegazowane wody mineralne, kompoty, herbatki (nie za mocne). Dobra jest zielona herbatka. Powinniśmy ograniczyć kawę... ale nie zawsze jest to możliwe. Z pewnością nie polecam delektowania się smakiem kawy na pusty żołądek. To nie jest dobry pomysł. Ostatecznie należy pożegnać się z paleniem papierosów. pomijając fakt, ze to jest kosztowny nałóg, to jeszcze nie służy zdrowiu. 

Jest to tylko wycinek z wiedzy na temat lekkiej  kuchni. To moja subiektywna opinia, z którą nie wszyscy muszą się zgadzać.  Nie polecę przepisu, który nie został przetestowany na mnie i ma mojej rodzinie.
Zapraszam do śledzenia dalszych wpisów, gdzie postaram się zamieszczać ciekawe przepisy i dzielić się swoimi spostrzeżeniami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz